Kategorie: Wszystkie | Foto | lańgłydż | scenki | występują...
RSS
piątek, 26 marca 2010
Najlepszy środek antykoncepcyjny

Brytyjscy specjaliści z firmy Cock Knows, która od lat przoduje w badaniach rynku i opinii publicznej, ustalili, że najpopularniejszym środkiem antykoncepcyjnym w Wielkiej Brytanii jest specyfik o nazwie "Trust Me". 

Zachwycają się nim głównie mężczyźni, gdyż "nie powoduje dyskomfortu jak prezerwatywa i w naturalny sposób pobudza kobiece hormony, bez potrzeby łykania tych tabletek" - jak przyznaje nam Czesiek. 

Choć nie jest jeszcze przepisywany przez polskich lekarzy, wielu ludzi przemyca go do Warszawy i rozprowadza po Kraju. Dilerzy znajdują klientów głównie za pośrednictwem Internetu. 

13:18, segritta
Link Dodaj komentarz »
środa, 24 marca 2010
Piekarzu, czy Ci nie żal?

Dziś widziałam samochód obrendowany "Polish Bakery". Chyba się skuszę i poszukam tej piekarni. Ciekawe, czy to zjadliwe... 

Polska zawsze słynęła z przepysznego chleba. Mógł śmiało konkurować z francuskim croissantem, cudzoziemcy odwiedzający nas w Warszawie zajadali się kromkami zwykłego chleba z masłem i kombinowali, jak tu taki chleb zabrać do siebie. Teraz robi się te suche buły w karfurach i przykleja im etykietkę "chleb". A to taka szkoda... Zaczynam poważnie zastanawiać się nad otworzeniem własnej, prawdziwej piekarni. ;)

12:15, segritta
Link Komentarze (5) »
poniedziałek, 22 marca 2010
hijos de Puta

Wspominałam już, że nasza kotka Puta była w ciąży? No. To się okociła jakiś czas temu. I teraz takie małe trzy zaczynają nam biegać po mieszkaniu.

cot

szare

coty

12:45, segritta , Foto
Link Komentarze (12) »
niedziela, 21 marca 2010
W podróży spotykam samą siebie.

Wiem, to banalne będzie. I wiem, wszycy o tym wiemy. Ja tez wiedziałam. Ale za każdym razem zaskakuje mnie, ile w tym prawdy.

W domu jest nam dobrze. Otaczają nas znane przestrzenie, przedmioty, przyjaciele, rodzina i dobrze wyuczone metody komunikacji. Wiemy, jak się przemieszczać, jak pracować, jak zdobywać, jak kłamać, jak poprawić sobie nastrój i u kogo szukać pomocy, gdy wszystko się wali. Drogę do domu pokonujemy na pamięć, buty reperujemy u szewca Zbyszka, leczymy się u tego samego lekarza od lat a co kilka dni pijemy winko z przyjaciółką, której życiorys znamy na pamięć. To taka strefa komfortu, o której dobrodziejstwach nie myślimy, bo są takie naturalne i znajome. Przyzwyczailiśmy się do nich, wychowani w pewnej społeczności, którą rozumiemy doskonale, która jest naszym żywiołem.

Wyruszając w podróż, zostawiamy to wszystko za sobą i wkraczamy w obcy swiat. Nie mówię tu o weekendzie w Paryżu ani o tygodniowych wakacjach w Grecji. Mówię o bilecie w jedną stronę i walizce, w której nie mieści się nic prócz rzeczy materialnych. Niby jest ten telefon komórkowy, który daje nam złudzenie kontaktu, ale tak naprawdę nie ma po co dzwonić. Bo co. Umówisz się na kawę? Obiecujesz, że będziesz pisać maile. I wierzysz w to na imprezie pożegnalnej w przeddzień wyjazdu. Ale potem wyjeżdżasz i już nie piszesz, bo ten nowy świat wciąga Cię tak silnie, że kotwice trzymające Cie w domu okazują się złudzeniem. Nie ma terminu powrotu, nie ma maili od szefa, nie ma wyliczonych pieniędzy, które mają nam starczyć na tyle a tyle dni.

Jestem tylko ja. I to "ja" jest jedyną częścią mojego świata, którą zawsze mam przy sobie. W podróży jednak odkrywam, że ta właśnie jedna jedyna, najmojsza z moich rzeczy na świecie jest mi zupełnie obca. Że jej nie znam. Że w nowym otoczeniu jak w lustrze odbijają się cechy, których u siebie wcześniej nie widziałam.

Nie lubię mojego londyńskiego "ja". Ale w końcu się przedstawię, polubię, przygarnę, oswoję i zaakceptuję jako nową zmarszczkę na twarzy. Jako część mnie samej, która zawsze we mnie była, tylko nigdy wcześniej nie umiałam jej dostrzec.

21:18, segritta
Link Komentarze (5) »
sobota, 20 marca 2010
Londyn z okna autobusu

crossing

reklama

stragan

23:31, segritta , Foto
Link Komentarze (2) »
Rosołek u mamy

Moja skłonność do łapania wszelkich przeziębień jesienno-wiosennych doprowadzi do tego, że poznam służbę zdrowia w każdym z krajów, w jakich mieszkam...

Tak zaczęłabym wpis, gdybym zdecydowała się pójść do angielskiego lekarza. A poszłam do polskiego. Bo w Londynie jest tak silnie rozbudowana polska społeczność, że nasi rodacy właściwie nie muszą wcale poznawać języka angielskiego, by tu się osiedlić. Znajomy Tekli, młody chłopak, który tu przyjechał 9 lat temu "na budowę", nie umie sklecić po angielsku żadnego zdania. Mieszka z Polakami, pracuje z Polakami, kupuje w polskich sklepach i leczy się u polskich lekarzy.

Tydzień temu ktoś pozyczył mi wirusa. Zaczęło sie od kataru, potem poszło w zatoki, gorączka, kaszel, ból uszu i zapalenie spojówek. W końcu postanowiłam odpuścić babcine metody, bo osławiony czosnek i cebula i tak skutecznie pozbawiły mnie życia towarzyskiego - mogłam więc równie dobrze zrezygnować z alkoholu na rzecz antybiotyku. Zapisałam się na wizytę do polskiego lekarza, bo jemu mogłam spokojnie przedstawić listę polskich leków, które mi pomagają. Niestety laryngolog był na urlopie, wybrałam więc pediatrę. Pediatrzy są fajni. Uśmiechają się, mają czas dla pacjentów.

Już na wstępie poczułam się jak dziecko.

- Proszę, wejdź, Segritko. - usmiechnęła się sympatyczna pani w gabinecie - trochę taka wyrośnięta jesteś, ale to dobrze. Płakać nie będziesz i kręcić glówką, prawda?

- Nie, psze pani. - odparłam, w ciągu tych paru sekund odmłodzona o 20 lat.

Dostałam receptę, kupiłam leki i wróciłam do łóżeczka.

I tak sobie pomyślałam, że kiedyś chorowanie było takie fajne. Do szkoły nie trzeba było iść. Mama podawała rosół, herbatkę z cytryną, przykładała rękę do czoła. Pamiętam, jak lubiłam tę fizyczną opiekę, jaką roztaczała nade mną mama. To otulanie szczelnie kołdrą, to odgarnianie włosów z twarzy, to zmienianie kompresów. To było tak naturalne, że sie tego nie doceniało - a przecież to był jeden z wyraźniejszych dowodów miłości, jakiej już się nigdy potem od nikogo nie otrzyma.

 

23:08, segritta
Link Komentarze (2) »
środa, 17 marca 2010
Operator bankomatu

Chora jestem i leze dzis w lozku caly dzień. Przed chwilą postanowiłam przejrzeć ogłoszenia o prace, żeby się dowiedzieć, czy jest po co wracać do Polski. I wyłowiłam coś takiego:

admin bankomatu

I wyobraziłam sobie takiego małego człowieczka, który pracuje w bankomacie i liczy tam pieniążki. Bo niby po co byłyby ostatnie dwa punkty w wymaganiach kwalifikacyjnych?

21:47, segritta
Link Komentarze (6) »
poniedziałek, 08 marca 2010
Męskie priorytety

Tekla zakochana jest w swoim nowym kabriolecie o imieniu Penelopa. Wystarczy, że wyjdzie słoneczko, a już Teklę korci do zdejmowania dachu. Pewnego dnia przejechałyśmy się tak po dzielnicy, skupiając uwagę zaczapkowanych przechodniów. Jak na razie Londyn zaskakuje mnie właśnie pogodą. Miasto, które słynie z deszczu, częstuje nas ostatnio sporymi dawkami witaminy D i aż przyjemnie wyjść na dwór na papierosa, by poczuć promienie słońca na twarzy... 

Właśnie na takiego papierosa wyszłyśmy kilka dni temu. Ja oparłam się o nagrzaną ścianę budynku, Tekla wsiadła do auta. Obok na rowerze bawił się nasz znajomy, który pracuje drzwi obok. Siedzimy i delektujemy się słońcem oraz kawałem dobrze wykonanej roboty, którą właśnie skończyłyśmy. Tekla, leniwie uśmiechając się, zwraca się do rowerzysty: 

- Czyż ona nie jest niesamowita? 

Rowerzysta patrzy na mnie nieśmiało i kiwa głową. 

- Jest taka jak ja - kontynuuje Tekla - Dużo pali, jest piękna, szybka... Widziałeś ją już topless? 

- Hm.. Nie - Chłopak poczerwieniał i wbił wzrok w chodnik. 

- A chciałbyś? - kusi Tekla. 

- Nie... 

- Oj uwierz mi, chciałbyś - uśmiecham się znacząco. 

- No dobrze. OK. - poddaje się rowerzysta. 

- No to patrz. - Tekla wciska guzik w samochodzie, dach zaczyna się podnosić. 

- Aaaa... Chodziło ci o...

- ..O samochód oczywiście - odpowiadamy mu chórem. 

14:45, segritta , scenki
Link Komentarze (5) »
środa, 03 marca 2010
Żulofilia

W notce "Kapryśna ciekawość" wspominałam już o moim zamiłowaniu do rozmów z żulami. Kilka dni temu to zamiłowanie sprezentowało mi ciekawą historie pewnego Cypryjczyka.

Tekla robiła zakupy w sklepie spożywczym a ja wyszłam zapalić na ulicę. Przy śmietniku stał żul i zjadał jakiegoś kebaba. Zauważył mnie.

- Nie wygląda Pani na szczęśliwą... - powiedział.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Kłopoty z chłopakami?
- Nie.
- No to pewnie ta pogoda... - faktycznie, padał deszcz i było dość chłodno.
- Już bliżej. - odparłam. W rzeczywistości był to jeden z tych momentów, kiedy sie zwyczajnie  nie usmiechałam i dlatego wyglądałam na nieszczęśliwą. Tak już mam.
- Pewnie Pani z Polski jest.
- Skąd pan wiedział?
- A bo to widać. Ja rozpoznaję Polki na odległość. Mam do nich nosa. Taka jedna tu w sklepie pracuje. Katoliczka.
- Pan też jest katolikiem?
Roześmiał się.
- Dobre pytanie. Opowiem Pani historię, która Panią rozweseli.
- Słucham z uwagą.
- Z urodzenia jestem muzułmaninem. Czterdzieści lat temu przyjechałem tutaj z Cypru. To były piękne czasy. Paliło się marihuanę, haszysz, takie czasy były. No i w końcu trafiłem do pudła. I tam się mnie pytają "jakiej religii jesteś?". To im mówię: "Jestem każdej religii, która daje mi żarcie i dach nad głową". "To może jesteś żydem?". Pomyślałem nad tym i postanowiłem spróbować. Poszedłem do rabina i się pytam, co muszę zrobić, żeby być żydem. Obrzezany jestem.. Wiesz co to znaczy "obrzezany"? Dobrze. No to jestem, i pytam sie ja go, czy to wystarczy. On na to, że nie calkiem i żebym poszedł do synagogi. No to idę tam, a tam ciągle mówią o pieniądzach. Pomyślałem, to nie dla mnie. I wtedy spotkałem kobietę. Taka mała Murzynka, pulchna, uśmiechnięta. Mówi do mnie "Jezus Cię kocha!", to ja myślę, OK, to niech mi udowodni. I ta kobieta mi dała chleb i konserwę. No może faktycznie mnie kocha. Postanowiłem, że zostanę katolikiem. Ale potem przyszły ciężkie czasy i Jezus chyba przestał mnie kochać. Po ulicach chodzili wtedy tacy ludzie w długich sukienkach. Zaprosili mnie do siebie, dali jakieś obrzydliwie słodkie coś do jedzenia i kazali śpiewać "Hare Kriszna". Ale ile można, tak w kółko to śpiewać. Jak mnie chcą karmić za śpiewanie, to równie dobrze mógłbym zostać zawodowym piosenkarzem. Nie.. niech się Pani nie martwi.. Nie zostałem piosenkarzem. Ale tak sobie pomyślałem, że Bóg, kimkolwiek jest, jest strasznie kapryśny. I chowa się. I trudno go znaleźć. To on może nie chce, żeby go znaleźć? To ja nie będę szukać.

Tekla mnie od żula w końcu odciągnęła, więc nie poznałam końca historii, ale mam wrażenie, że kilka wyznań jeszcze tam sie przewinęło. :)

 

22:00, segritta , scenki
Link Komentarze (15) »
Richmond Park

Skoro nalegacie, oto pierwszy wpis w kategorii FOTO.


Richmond Park. Tu już wiosnę czuć w powietrzu.

zlote pola

kaluza

konary

 

20:11, segritta , Foto
Link Komentarze (6) »
 
1 , 2 , 3